Wypowiedź: Doktor Teresa Dryl-Rydzyńska, przewodnicząca Komitetu Zdrowia Krajowej Izby Gospodarczej, oraz Jakub Szulc, dyrektor zespołu ds. zdrowia EY.
Nigdy nie bolą, a są narażone na ciągły kontakt z toksynami. Nasze nerki codziennie filtrują litry płynów ustrojowych, po to, aby usuwać substancje niebezpieczne dla naszego ciała. Jednak nie zawsze o nerki dbamy i, w razie choroby, odpowiednio szybko je diagnozujemy i leczymy. O sposobach na poprawienie życia chorych na nerki oraz o nowym projekcie koordynacji systemu opieki nefrologicznej, który uratuje życie milionów Polaków rozmawiamy z doktor Teresą Dryl-Rydzyńską, przewodniczącą Komitetu Zdrowia Krajowej Izby Gospodarczej oraz z Jakubem Szulcem, dyrektorem zespołu ds. zdrowia EY.
– „W Polsce chorobą nerek zagrożonych jest około 10% populacji, czyli mówimy o około 4 milionach osób. Wykrywamy tę chorobę zdecydowanie za późno, ponieważ nerki nie bolą. To jest bardzo podstępna choroba, która rozwija się latami, nie dając żadnych symptomów, które mogłyby być sygnałami ostrzegawczymi. Niezwykle ważne jest to, żeby prowadzić zdrowy tryb życia i dostarczać organizmowi wystarczającą ilość płynów, przede wszystkim wody. Dwa litry wody dziennie to jest dawka o której powinniśmy pamiętać, dbając o nasze nerki. Nerka musi mieć wodę, żeby wypłukać toksyny z naszego organizmu. Jeżeli jej nie dostarczamy, to toksyny niszczą nasze nerki i koło się zamyka. Należy również kontrolować poziom cukru we krwi, bo 30% chorych ma zniszczone nerki z powodu cukrzycy; kontrolować ciśnienie krwi, bo to kolejna przyczyna uszkodzenia tego organu oraz stosować prawidłową dietę: dużo warzyw, owoców. To są banały o których często dużo się mówi, ale dieta jest niezwykle ważna jeżeli chodzi o nerki.” – dla Newsrm.tv tłumaczy doktor Teresa Dryl-Rydzyńska.
– „W dzisiejszym systemie, oczywiście, mamy dostępne leczenie dla pacjentów, którzy wymagają terapii związanej z leczeniem nerkozastępczym, natomiast kłopot, który mamy z działaniem polskiego systemu ochrony zdrowia, to taki, że to finansowanie jest rozczłonkowane. Pacjent, w momencie, kiedy pojawia się na wizycie u lekarza, musi dostać skierowanie do poradni nefrologicznej. W momencie, kiedy zostanie skierowany do poradni, musi w niej odczekać, dopiero wtedy konsultuje się ze specjalistami. Nefrolog, najczęściej, daje mu zlecenie na kolejne badania i pacjent znów musi sam sobie te kwestie ogarniać. To jest bardzo rozciągnięte w czasie. Projekt, który proponujemy polega na tym, że przy dostępie takich samych środków albo mniejszych, jeśli chodzi o finansowanie publiczne, chcemy zorganizować opiekę nad pacjentem wymagającym leczenia zastępczego, tak, żeby mieć jeden podmiot, który odpowiada za całość procesu leczenia.” – uzupełnia Jakub Szulc.
– „Ważne jest, żeby to lekarz nefrolog, w porozumieniu z kolegami po fachu, kierował całym procesem leczenia. Na tym opiera się idea raportu, który prezentujemy w dniu obchodów Światowego Dnia Nerek. Celem, który przedstawiliśmy w raporcie, jest skupienie całego systemu leczenia wokół potrzeb chorego. Poprawa jakości tego leczenia, która ma się przełożyć na końcowy efekt. Nas interesuje, czy temu pacjentowi się poprawiło, czy też nie – chcemy płacić za efekt leczenia. Przy tym narastającym problemie, chcemy spróbować ograniczyć dramatyczny wzrost nakładów na leczenie tej grupy pacjentów.” – dodaje Teresa Dryl-Rydzyńska.
– „Jest kilka wariantów wdrożenia koordynowanej opieki zdrowotnej. Wychodzimy z założenia, że nie uzdrowimy całego systemu od razu, tylko chcemy skoncentrować się na osobach z grupy wysokiego ryzyka i skoordynować u nich tę opiekę. Według wstępnych wyliczeń ekspertów z firmy EY, możemy poprzez lepszą organizację i efektywniejsze zarządzanie wygospodarować około trzech milionów złotych, nie zabierając nikomu, niczego. Będziemy, po prostu, lepiej gospodarować tymi środkami. Te trzy miliony starczą na zdiagnozowanie pięćdziesięciu tysięcy dodatkowych pacjentów. Jeżeli odpowiednio wcześniej zdiagnozujemy pacjenta, to możemy go leczyć zachowawczo – tak go poprowadzić, żeby postęp choroby nie był taki szybki. Możemy dzięki temu odwlec np. włączenia pacjenta do dializy o dziesięć czy dwadzieścia lat. Łatwo policzyć, jakie to są zyski dla systemu leczenia – w ciągu dziesięciu lat, na dializy dla jednego pacjenta, trzeba wydać około pół miliona złotych. A mówimy o samych tylko dializach, a przecież jest całe grono innych zabiegów, nie mówiąc już o leczeniu powikłań. Ale co ważniejsze, ten człowiek pracuje, wypracowuje PKB, nie jest klientem ZUS . Im szerszą grupę pacjentów obejmiemy naszym projektem, tym większe będą efekty.” – wyjaśnia nasza ekspertka.