Wypowiedź: Michał Kubicz, autor książki „Tyberiusz. Cesarstwo nad przepaścią”.
Starożytni Rzymianie byli bardzo zabobonni. Uzależniali wiele swoich życiowych decyzji od zdarzeń, które my uznajemy za banalne np. kierunek lotu ptaków, niespodziewane dźwięki. Takim złym znakiem mogło być także zwykłe kichnięcie.
– Senat potrafił przerwać obrady dlatego, że przed głosowaniem nad ważną ustawą ktoś kichnął, co mogło stanowić zły omen – mówi newsrm.tv Michał Kubicz, autor książki „Tyberiusz. Cesarstwo nad przepaścią”. W takim przypadku do głosowania nad daną ustawą wracano w innym terminie.
Przed pewną ważną bitwą morską przeprowadzono ceremonię, która miała wskazać, czy to odpowiedni czas na walkę. W tym celu wzięto święte kury. To, że kury nie chciały dziobać ziarna zostało uznane za znak, że bogowie nie życzą sobie przeprowadzenia bitwy w tej chwili. – Rozzłoszczony głównodowodzący armią rzymską, przodek cesarza Klaudiusza, chwycił święte kury i wyrzucił je za burtę. Powiedział, że skoro nie chcą jeść to niech piją. Tak się złożyło, że bitwa wówczas została przez Rzymian przegrana. Niestety całą winę za to niepowodzenie zrzucono na dowódcę, który miał zignorować wolę bogów – opowiada Michał Kubicz.
Rzymianie traktowali małżeństwo jako środek do osiągania określonych celów politycznych lub biznesowych. Dotyczyło to nie tylko osób na szczytach władzy, ale także osób zajmujących niższe warstwy społeczne.
– Znany moralizator, konserwatysta Katon, żyjący w I wieku p.n.e, postanowił któregoś dnia wypożyczyć swoją żonę przyjacielowi Hortensjuszowi, by ona mogła urodzić mu dzieci z legalnego związku – mówi Michał Kubicz.
Po urodzeniu dzieci kobieta wróciła do Katona. Jak wyjaśnia Michał Kubicz był to przypadek skrajny i sami starożytni Rzymianie uznali za stosowne zanotować to w kronikach towarzyskich. Ten przypadek pokazuje także, jak Rzymianie traktowali małżeństwo. Taki związek był uznawany za środek do osiągnięcia określonych celów a nie wyraz uczuć.