Inflacja w Niemczech rozczarowuje…

Po tym jak w piątek rano agencje opublikowały wywiad z szefem Europejskiego Banku Centralnego, który dał do zrozumienia, że zainicjowanie programu skupu aktywów w strefie euro jest coraz bliżej, dzisiaj na rynek napłynęły kolejne niekorzystne informacje dla wspólnej waluty. Szacunkowe dane nt. inflacji w Niemczech z poszczególnych landów sugerują, że zbiorcze dane za grudzień, które poznamy o godz. 14:00 mogą być poniżej konsensusu na poziomie 0,2 proc. r/r dla HICP.

To sygnał, że zbiorcze dane dla całej strefy euro mogą być nawet poniżej szacowanych -0,1 proc. r/r, co jest najniższą wartością od 2009 r. Te dane poznamy w środę. Pytanie, które jednak warto sobie zadać i to nie od dzisiaj, brzmi – nie, kiedy będzie program QE w strefie euro, ale jaką przybierze formę i czy ta będzie „korzystna” w rozumieniu rynków finansowych. Biorąc pod uwagę wyraźnie rosnące ryzyko wyjścia Grecji ze strefy euro, gdyby przyspieszone wybory parlamentarne, które odbędą się w końcu stycznia, wygrała lewicowa Syriza, w kształcie programu QE mogą pojawić się niekorzystne zmiany (ograniczenia chociażby wynikające z konieczności tworzenia rezerw przez lokalne banki centralne). Ostatnie sondaże z Grecji (Palmos Analysis) pokazują, że Syriza umacnia swoją pozycję i w nowym , 300-osobowym parlamencie może mieć nawet 149 miejsc. I niestety realny staje się scenariusz o którym pisaliśmy już kilkanaście dni temu – europejscy politycy, którzy teraz mają sami spore problemy, nie będą za wszelką cenę zabiegać o utrzymanie Grecji w strefie euro. Sigmar Gabriel z niemieckiego resortu gospodarki przyznał w niedzielę, że Berlin wierzy, że strefa euro poradzi sobie w mniejszym składzie. Zarówno szef resortu finansów Schauble, jak i kanclerz Merkel wierzą w to, że przypadek Grecji będzie jednorazowy. Tylko, ile razy już to słyszeliśmy? Grexit w połączeniu z „sovereign QE” to wybuchowa mieszanka, która może jeszcze bardziej osłabić wolę reform i obnażyć słabości bloku walutowego…

 

Poza danymi nt. niemieckiej inflacji dzisiejszy kalendarz wydarzeń makro będzie ubogi. Dopiero jutro czekają nas odczyty usługowych PMI, w tym „amerykańskiej wersji” ISM, a w środę kombinacja inflacji HICP w strefie euro i zapisków z posiedzenia FED w grudniu. I być może ten ostatni czynnik stanie się pretekstem do chwilowej korekty wartości dolara, który radzi sobie świetnie. Ale nie za sprawą dobrych danych z USA (bo piątkowy odczyt ISM dla przemysłu rozczarował), tylko po prostu przy braku innej alternatywy. Tymczasem zapiski powinny pokazać, jak członkowie FED rozumieją nowy zapis w komunikacie, który sugeruje, że bank centralny będzie „cierpliwy” z zaostrzaniem polityki monetarnej. Podczas grudniowej konferencji prasowej szefowa FED przyznała, że dotyczyć on może dwóch najbliższych posiedzeń – pytanie na ile było to „przemyślane” stwierdzenie. W każdym razie przy obecnym, nieco bardziej „gołębim” składzie FOMC (z nowym rokiem była rotacja 4 członków), szanse na zacieśnienie polityki przed wakacjami są niskie. Zwłaszcza, że wyraźnie spadająca ropa może zaznaczyć się w niższych odczytach inflacji, a w strefie euro zaczynają pojawiać się nowe elementy ryzyka (Grecja).

 

Silny wzrost wartości dolara sprawił, że szczyty na koszyku BOSSA USD z lat 2008 i 2009 zostały naruszone – ich górne ograniczenie to 77,43 pkt., podczas kiedy dzisiejsze maksimum wypadło przy 77,91 pkt. Kolejny ważny opór to 79,35 pkt. – maksimum z 2005 r. Pytanie jednak, czy takie tempo zwyżki jest do utrzymania i czy w tym tygodniu nie wrócimy poniżej 77,43 pkt.

W przypadku EUR/USD wsparcie na 1,20 pękło jak bańka. Zresztą była to tylko bariera psychologiczna. Mocny dołek wypada na 1,1876, czyli minimum z czerwca 2010 r. Został on przetestowany już w nocy przy niskiej płynności rynku (dołek 1,1862). Niemniej ten ruch może wymagać potwierdzenia. Jeżeli rejon 1,2876 zostanie wyraźnie złamany, to będzie mieć to swoje długoterminowe konsekwencje. Stąd też można będzie się spodziewać w tych okolicach aktywizacji większego popytu na euro.